sobota, 24 marca 2012

porcelanowa niewiadoma? nie, to tylko niedokończone myśli.

Czasami łapię się na tym, że nie dokańczam myśli. Rozmyślam o czymś intensywnie, już mam dość do wniosków, już wszystko ma się wyjaśnić, gdy nagle zmieniam temat. Nieraz zastanawiam się, czy nie jestem w połowie entem, moje myśli są takie wolne, takie ciepłe, takie przytulne.

Chociaż czasami w moim pokoju nie jest przytulnie. Te okropnie żółte ściany, te okropne balkonowe okno i okropnie zapadnięta kanapa i w gruncie rzeczy zimna kołdra. Ta okropnie niewygodna, nie-pierzasta poduszka i ta okropnie miękka pierzasta, od której kicham. To niewygodne krzesło i śliskie biurko. W gruncie rzeczy momentami nie chcę tu być, ale gdzie mam być, skoro na zewnątrz pokoju się kłócą? Teraz zrobiło się trochę słonecznie, więc można wyjść sobie na dwór. Lubię rolki, ale na nich w ogóle nie mogę się skupić. Czasami męczą mnie myśli i dopiero, gdy już padam, późnonocnymi godzinami, dają mi spokój.

Mnie w gruncie rzeczy łatwo przetrawić, wystarczy, że się do kogoś przywiążę. Ostatecznie zawsze mi żal siebie, ale co ja na to poradzę. Nie umiem powiedzieć "nie", to polega na tym samym, że nie umiem od-bać się  dentysty, czy przecinania skóry. Jezu, boję się, że się przypadkiem zarżnę w palca, że poczuję nóż do kości. W gruncie rzeczy, chyba dlatego uważam cięcie się za błędne rozwiązanie. Prawdopodobnie dlatego, nie wiem, i tak nigdy nie miałam ochoty, ani potrzeby się samo okaleczać, ale rwanie włosów z głowy i gryzienie się jest mile widziane, zwłaszcza po "Keith'cie".

Nawiasem mówiąc, jest dobrze. Nie można tego wyczytać z notki? Ale jednak tak jest. To tylko chwilowe przygnębienie, głupia paranoja, jeszcze jedna marność, kolejna łatwizna.



Polecam gorąco "BUSZUJĄCEGO W ZBOŻU" Sallingera Jeroma Davida. Świetna książka. Naprawdę. Odesłałabym Was do jakiejś recenzji, ale internet muli, a samej nie chce mi się pisać.

poniedziałek, 19 marca 2012

porcelanowe przemyślenie, czyli o tym co było, a nie jest.

W sumie, to po pół roku rozpamiętywania, uśmiechania się na samo wspomnienie, ba, wyobrażaniu sobie tego na nowo, życiu wszystkim od początku, coś pękło, coś się ulotniło i teraz to już nie to samo. Trochę zabolało, ale jak wszystko - przeżyłam. Nie jestem z porcelany, to ja kruszę. Jestem słoniem i wszystko psuję. Mój trudny, opryskliwy i infantylny charakter dał się już we znaki wszystkim. Mou Dieu, nawet chyba niektórzy połapali się w czym rzecz, chyba nawet ci główni zainteresowani, no ale co się stało, to się nie odstanie. Moje błędy i troski nie są ważne wobec całego świata, prawda? Więc po co to wszystko? Cóż, sama nie wiem.

Po co to wszystko? Po prostu zawiodłam i zawiodłam się, to wszystko. Mam się pławić we własnej beznadziejności? Chyba już z tego wyszłam. Może nawet odrzuciłam całość, która kiedyś dla mnie tyle znaczyła. Kiedy skończył się czas, gdy żyłam od wieczora do wieczora? Od uśmiechu do uśmiechu? Życie toczy się w taki sposób, że jedynym wyjściem jest odsunąć od siebie wszystkie głębsze myśli i uczucia na rzecz nadążania za teraźniejszością.
Choć może czasami, to ja zostaję w tyle. Tak, jestem w tyle. Zwłaszcza w kontekście niepotrzebnego bagażu. Jestem niepotrzebnym bagażem? Na pewno tak. Ale jednak to mało znaczy. W tym rzecz, że powinno znaczyć wiele.
Albo po prostu próbuję oszukać siebie?


Nawet taki beznadziejny browar-mistrz, jak ja widać umie ważyć piwo, bo moje nie jest znowu takie najgorsze. W gruncie rzeczy, nie upiję się nim, ale goryczki nie czuć w ogóle.
Cóż za epickie porównanie.


~*~

Uwielbiam moje i Ilonciowe rozkminy na temat, kiedy zaprzeczamy, a kiedy potwierdzamy wypowiedź. Bo gdy na przykład ktoś spyta się ciebie "nie pijesz?", to gdy odpowiesz "nie", to tak, jakbyś potwierdzał, że pijesz, bo zaprzeczasz treści zdania. Z drugiej strony, gdy powiesz "tak", to tak, jakbyś zgadzał się z treścią zapytania "tak, nie piję". Z tego wynika, że należy rozwijać nasze wypowiedzi.

+ Star chipsy coś tam tajskiego są kwaśno-ostre.
++ da się wyżyć cały dzień na słodyczach i chipsach. i budyniu.


Dżizas, Depp <3 A co mi tam, wkleję tutaj zdjęcia jego, bo się rozpływam po prostu.











<33333333333333333333


+ taki mały bonusik, chwilka humoru :d







piątek, 9 marca 2012

Porządki i ład

Otóż, nie jest całkiem tak, że od razu tej wiosny dostałam takiego powera, ale jeeezu, ileż można się smucić bez powodu. Okej, wiele ludzi tak robi, nie dziwię się im, nie oskarżam i osądzam, ale naprawdę, w zdrowym ciele, zdrowy duch, i ruch tu dużo robi. Im szybciej płynie krew, tym mam większy uśmiech na twarzy. no i większe zakwasy, ale to już inna bajka. Czasami fajnie jest porobić brzuszki, odrobinę się porozciągać i powygłupiać. No i w ogóle miło jest, gdy jest miło.

Ta wiosna może nie przyniesie zmian, jakiś znaczących, ale jednak coś się we mnie zmieniło. Coś, co pozwala się odrobinę odizolować, tylko po to, by mieć tą świadomość. Coś, co pozwala mi zaakceptować rzeczy i osoby, których nie mogłam znieść, ba, nawet polubiłam dżem wiśniowy. Ojezuchrysteimaryjo! Nawet nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale dobrze mi z tym.

Lubię, gdy w moim pokoju jest porządek. To oznaka dobrego humoru i spokoju. Tak, jakbym miała wszystko pod kontrolą. I chyba tak jest. Wiem, gdzie co leży, wiem, gdzie są moje ulubione ołówki (w kubku z Wilczego Szańca), wiem też, gdzie są moje książki (na półce, poupychane jak się da), wiem, gdzie mogę znaleźć ulubioną bluzkę (górna szafka, lewo), wiem, gdzie mam frotki do włosów (kasetka z mazidłami), wiem, gdzie się podziewają nożyczki (pudełko, to po prawej). Wiem, gdzie mogę usiąść, by spokojnie wypić kubek herbaty (mój ulubiony, z ślicznymi kwiatkami, takimi polnymi) i pooglądać House'a (ulubiony i jedyny serial, jaki oglądam, od kiedy nie mam sprawnego telewizora w pokoju i nie oglądam "Wzoru"). Po prostu porządek w pokoju sam w sobie nastraja mnie pozytywnie.

Nie poszłam dziś do szkoły. Powód? Otóż ponoć jadę do lekarza. Musi mi wypisać receptę na Zyrtec/Zenaro/Telfexo, bo coś już zaczyna pylić, a ja mam ciągle katar. I plecy mnie bardzo bolą, więc tą kwestię chyba też wypadałoby poruszyć. No w końcu zapowiedziałam, że jak mnie mama do lekarza nie zabierze, to wsiądę na rower i sama pojadę.

Zapowiada się weekend pod znakiem siedzenia w domu i jak mi to odpowiada. Dawno nie spędziłam go u siebie, więc tym bardziej mi to na rękę. Chociaż, gdy pomyślę  sobie o sprawdzianie z fizyki, o kartkówkach z angielskiego i o pracy na zajęcia artystyczne (o Michale Aniole), to nie wiem, czy śmiać się, czy płakać.
Aha, no i sprawdzian z polskiego poprawić.



Jo, już nie marudzę, bo zaczęłam pisać o szkole, a to z grubsza nudny temat.

niedziela, 4 marca 2012

porcelanowe udawane słońce i opowieści o niczym żoncą

Przeglądam stare zdjęcia, słucham Phoenix'a, z miejsca pozdrawiając Ekipę Ogniskową i Złotego Przyjaciela, siedzę sobie w mojej żółtej, letniej sukience, która niezmiennie będzie kojarzyć mi się z nawijaniem o hippisach, robieniem bukietów ze zboża i chabrów i spacerów na bosaka. To pewnie przez tą dzisiejszą pogodę. Wbiłam już się w baleriny i wiosenną kurtkę, okok. Stwierdziłam, że moje włosy są fajne, zwłaszcza nierozczesane, z niecierpliwością czekam na farbowanie, bynajmniej nie hippisowskie, ale cóż ja poradzę. Niezwykle pozytywnie odbieram fizykę, którą skapiłam i ba, lubię ją. Magnetyzm jest w cipkę, seeeerio. I tyle pozostało z tej "melancholijnej" atmosfery, jak to powiedziała Paulina. I każdy może walić beznadziejne komentarze, bo blog stracił na swej czarowności, hell yea. Wraz z dobrym humorem ulatnia się cała melancholia, nie?

Miło odbieram ten weekend, o jezu, jak bardzo. Miłe łaskotanie po pleckach, miła gitarrrrra, miłe, zwyczajowe rozmowy nocą, miłe wstawanie, choć się wstać nie chciało, miła fizyka, miła odmiana angola, miła pogoda, choć wiatr w pizdu, miłe ciasteczka ;3, miłe osoby, miłe rozmowy, miłe obgadywanie laski szyjącej kostiumy, miłe zasypianie z miłymi myślami, miła pogoda ponownie, miłe plany na marzec, miłe przymierzanie sukienek, chociaż większość okazała się za mała, miłe stwierdzenie, że za mała w cyckach <hell yea>, podejrzewam, że miły seans filmowy z Forrest Gump'em.

W ogóle. jutro miły wf na dworze. I pewnie znów miła pogoda, boże, mam nadzieję. Ej no, muszę wyjść na rolki. I schudnąć z mojego benca. I zapuścić paznokcie. fuck it. ale ej, zrobię to. omomomom.

okok, faszeruję się słodkimi, mdłymi, pojebanymi romansidłami. No, no.




ten tego 
 


wtorek, 28 lutego 2012

Rozbita porcelana, wióry lecą, iskry parzą, a ja ciskam gromy

Chyba każdy ma czasami takie momenty, gdy jest nie w humorze. Nieraz po prostu wstajemy lewą nogą, a drugim razem ktoś lub coś nas irytuje. Niektórzy wyładowują się na innych, inni drą kartki, by rozładować złość, a jeszcze inni, w tym ja, zamykają się w sobie i czekają, aż im przejdzie. Wierzcie lub nie, ale to najgorsza metoda. Momentami mam wrażenie, że dławię się goryczą, żalem, złością i dawnymi krzywdami. Nienawidzę takiego stanu, ale nie mogę się z nim pogodzić, bo w przeciwieństwie do pewnej osoby, nie mam odwagi, by wszystko wykrzyczeć. Uważam też, że to strata czasu i energii, a przecież czasami mam jej tak mało.

Tutaj mogę sobie pozwolić na takie słowa, w realiach nie, urażą zbyt wiele osób. Z resztą, teoretycznie po co się tym przejmuję? Teoretycznie, w ogóle po co o tym piszę? Chyba jednak trochę się przejmuję. Ale. ale chodzi o to, że czasami życie jest gorzkie i czasami po prostu mam ochotę, by ktoś mocno mnie przytulił, włączył film i był.

piątek, 24 lutego 2012

porcelanowa historia numer I

Nie umiem pisać historii. Historia to coś znamienitego, niepodobne ją pisać w nieporządku i rozgardiaszu jaki panuje w moim pokoju. To tak, jakby moje słowa były niepoukładane. A chciałabym, by zgrywały się w porcelanową harmonię. W zasadzie każda historia będzie przedstawiała coś innego, coś z mojego życia lub z życia innych, co uważam za godne zainteresowania. Lubię pisać takie różności. Lubię kontakt z ludźmi.

Słowa mają dużą moc, prawda? Wsparte czynami mogą pozbawić wolnej woli. Nawet i bez czynów, jeśli ktoś ma słabą psychikę, to robią. Oczywiście nie moim celem obezwładniać, ani nic z tych rzeczy, ale lubię słowa. Czasami odpowiednia kombinacja doprowadza do łez - szczęścia lub rozpaczy. Czasami słowa zachwycają, niektóre są takie piękne. Czasami się słów boję i wypowiadać, i słyszeć. Chociaż może to nieprawda. Bardziej boję się czynów.

Nie mam zielonego pojęcia, co tu mogę jeszcze napisać. Mam zamiar tego blogaska trochę upublicznić, być może źle robię, ale może wyjdzie to na dobre. Lubię mówić, lubię. I wolę robić to w takiej niezobowiązującej formie, wolę nie narzucać tego, że ktoś musi mnie słuchać. Jak ktoś chce, to posłucha, może coś odpowie. Do niczego nie zmuszam, ale zachęcam :)